niedziela, 20 marca 2016

Prolog

Z dedykacją dla mojej przyjaciółki. Oliwio, świeć.


Krzyki – i te radosne i te mniej – docierały do moich uszu, kalecząc je boleśnie. Skrzywiłem się, widząc ten gwar. Dzieci, nastolatkowie i dorośli oblegali calutki peron 9 i ¾. Wszędzie widziałem kufry, klatki z sowami bądź kotami, gdzieniegdzie pojawiały się nawet żaby, twarze ludzi migały mi przed oczyma. Fascynujący był fakt, że każda osoba była inna. Każda buzia miała inny wyraz począwszy od bezgranicznej radości, a skończywszy na głębokim smutku. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. 
Zawsze kochałem Hogwart. Był moim drugim domem. To właśnie tam przeżyłem najlepsze przygody w moim życiu z moimi najwierniejszymi przyjaciółmi. Poznałem w tym zamku wszystko, a wręcz się w nim wychowałem. Nauczyłem życia, mógłbym nawet stwierdzić przetrwania. Walczyć o swoje, szanować, bronić tych, na których nam zależy. Tam też poznałem ją.
Ona, ta sama dziewczyna, która zaciekawiła mnie już jako smarkacza. Ta, którą chciałem poderwać na wszystkie sposoby, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Dokuczałem, przezywałem, robiłem rzeczy, za które już nawet teraz było mi wstyd. Czego można spodziewać się po dwunastolatku, czyż nie? Mogłem mieć więcej oleju w głowie, ale matka natura nie obdarzyła mnie nim w tak młodym wieku.
Moje zainteresowanie daną osobą zawsze objawiało się inaczej. Pamiętałem jeszcze, jak mocno zwyzywałem się z moim najlepszym przyjacielem, kiedy wszedł mi w drogę pierwszego dnia, jeszcze na peronie. On nie był wcale lepszy – gdybym sam nie zaoponował i się nie uspokoił... Cóż, miałbym wtedy porządne limo i wroga. Przynajmniej. Potem, trafiliśmy do jednego przedziału i coś się zmieniło. Poczuliśmy więź i staliśmy się przyjaciółmi.
Uśmiechnąłem się na to wspomnienie, nie odrywając oczu od sylwetki przede mną. Drobna dziewczyna była mocno ściśnięta w objęciach jej dwóch przyjaciółek. Kasztanowe włosy falami spływały jej po plecach, miażdżonych niewielkimi rękami współlokatorek. Odwrócona tyłem do mnie, dawała mi na siebie doskonały widok, kiedy tak stałem oparty o ścianę z rękami w kieszeniach i kufrem przy nogach. Chciałem popatrzeć. Chciałem nasycić się jej widokiem, zanim rozpoczną się wakacje, a my zobaczymy się dopiero po dwóch miesiącach lub przy dobrych wiatrach na Pokątnej.
Była moim ideałem. Była drugą połówką mojego rannego serca, drugą częścią splamionej duszy. Nadal miałem bardzo mało, a zarazem dużo lat. Cóż za ironia. Chociaż zdawałem sobie z tego sprawę, miałem pewność. Zrozumiałem to późno. Zbyt późno, aby pokazać należycie, jaki jestem naprawdę.
Nie mogłem nic zaradzić temu, że ją do siebie zraziłem. Ale obiecywałem sobie, na Godryka, że to się zmieni.
Ich uścisk się rozleciał, a dziewczyna, zrobiła obrót o 180 stopni, wycierając policzek o rękaw jej kremowego swetra – wyglądała w nim nieziemsko, tak à propos.
Domyśliłem się, że płakała, a utwierdziła mnie w tym jeszcze jedna łza, która prawie świeciła się na jej delikatnym policzku, kiedy spływała w dół. Stała tyłem do przyjaciółek, aby nie widziały jej oznaki bólu, słabości. Uniosła wzrok, a gdy jej oczy spotkały się z moimi, zamarłem. Nawet nie mrugałem, nie ośmieliłem się wyciągnąć ręki i poprawić okulary, które zsunęły mi się za nisko na nos. Przez jedną sekundę mój oddech został wstrzymany.
Patrzyła na mnie zaciekawiona. Nie wiedziała, co zrobić, jak się zachować. Przekrzywiła lekko na bok głowę, tak bardzo znałem ten jej ruch. Robiła to zawsze, kiedy nad czymś intensywnie myślała, coś w rodzaju jej wrodzonego tiku.
Kochałem ją. Zawsze. Nawet, gdy powróciła do przyjaciółek, zapominając o mnie, a wcześniej kiwając głową w geście pożegnania, pozdrowienia. Moje serce rosło z każdym jej ruchem w moim kierunku. Obserwowałem ją, dopóki nie przeszła przez barierkę, a Syriusz nie klepnął mnie w plecy, krzycząc mi do ucha: "Stary, rusz się w końcu, bo Dorea zejdzie na zawał i zeżre tego biednego Charlusa!".
Wszystko miało się zmienić. Chciałem się zmienić. Wiedziałem, że dla niej, dla Lily Evans jest warto.
A wstrzymywany oddech uleciał spomiędzy moich warg, prosząc o wolność.



         

Witam!

Przybywam w tę ciemną noc.
Jak widzicie albo nie – moją niespodzianką jest ten blog. Kto się cieszy?
Może zaczynam za szybko, ale to na razie jest tylko prolog. Mogę w każdej chwili się wycofać. A że mam go już chyba z miesiąc, to chciałam dodać, aby nie kurzył się w postach. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Jestem z czymś nowym, nawet nie wiecie, jak się cieszę, że ruszam dalej, a Wy zaakceptowaliście moją decyzję. Jestem mega wdzięczna.
Mam nowy, piękny szablon. Jest obłędny, prawda? Przynajmniej ja tak sądzę. Dziękuję po stokroć Ati, która go wykonała, a nawet dodała mi w gratisie kilka grafik! Nie wiem, jak Ci mam dziękować, Toire. Liczę na to, że kiedyś i ja będę miała sposobność pomóc Tobie.
Chciałam jeszcze podziękować osobie wymienionej na górze, górze. Dziękuję, Livv, że byłaś ze mną, że pchnęłaś mnie do zmiany i powiedziałaś: "Żebym robiła to, co słuszne i to, co chcę, a Ty będziesz ze mną niezależnie od sytuacji".
Elitarne, mam nadzieję, że jesteście zadowolone. I jednak mnie nie zabijecie, bo takie padały pomysły. Złe, Elitarne, a szczególnie Ati i Muni, złe.
Chwaście, i jak, ta niespodzianka jest dobra na 100%?
Mam nadzieję, że każdemu się spodoba. I cóż... I dacie mi szansę poprowadzić Was ścieżkami mojej historii.
Całusy, Kath. 

Credits

Credits